Urodziny


Bra kończy w tym rozdziale 3 latka, Trunks ma 12 lat.





           Bulma otworzyła oczy i spojrzała na Vegetę, który jeszcze spał na boku, zwrócony twarzą w jej stronę – tak bezbronny, pozbawiony maski obojętności, którą uwielbiał nakładać od razu po przebudzeniu lub po wyjściu z sypialni.
            Bulma zauważyła jak ręce podłożone pod głowę zacisnął w pięści.
            Może to jakiś koszmar? – pomyślała, zastanawiając się nad potrząśnięciem jego ramionami, chociaż nie chciała obudzić go zbyt wcześnie. Po chwili rysy Saiyanina ponownie złagodniały. Zsunięta do połowy kołdra odkryła wyćwiczone ciało. W niektórych miejscach były także blizny. Bulmie to nie przeszkadzało. Po tylu latach przywykła nawet do częstego widoku krwi. Przestali walczyć o naklejanie plastrów, które tak bardzo Vegetę irytowały. Przynajmniej bandaże pozwalał sobie zakładać.
            Ostrożnie dotknęła szorstkiego policzka wojownika. Przejechała palcem po szyi, zaczęła zataczać koła na umięśnionym torsie i brzuchu. Kołdra zakrywała dalszą część. Nagle czarne oczy otworzyły się, zniknęła bezbronność i w zamian zaistniała ciekawość.
            – No dalej – szepnął Vegeta, nachylając usta nad jej uchem, a ona zastygła z ręką dotykającą ciemnych bokserek. – Może trochę niżej?
            – Niżej? – spytała niewinnie Bulma, zamierzając podrażnić się z nim przed zbliżeniem. Przejechała palcem po męskiej talii, docierając do zewnętrznej strony uda. Nad kolanem ponownie zawędrowała w górę. Oblizała usta. – Sprecyzuj, kochanie.

            Nie odpowiedział. Szybkim, gwałtownym ruchem przełożył jedną rękę na pościel po jej stronie i przycisnął do łóżka.
            – Jak będziesz grzeczny to dostaniesz nagrodę – powiedziała Bulma.
            Vegeta ściągnął w pośpiechu jej halkę, zaczął całować piersi. Zanurzyli się we własne, majowe niebo.



***



            Trunks ziewnął. Chcąc ćwiczyć z ojcem, musiał wstawać wcześnie rano, aby zdążyć na trening. Bra była już na nogach o podobnej godzinie, ponieważ zazwyczaj zasypiała przed dwudziestą.

            Kilka porannych skłonów, ubranie luźnego podkoszulka i dresowych spodni, przemycie twarzy zimną wodą i zejście na dół. W kuchni panowała pustka. Widocznie rodzice zaspali… Albo spotkało ich coś bardziej interesującego. Chłopak postanowił poczekać z jedzeniem na resztę. Przeglądał w tym czasie strony internetowe na swoim najnowszym modelu telefonu komórkowego.

            Vegeta przyszedł pierwszy, odruchowo naciskając guzik uruchamiający robota przyrządzającego śniadanie.

            – Cześć, tato – rzekł Trunks, tłumiąc kolejne ziewnięcie. – Pamiętasz o urodzinach Bry?
            – Nie – odparł Saiyanin trochę poirytowanym głosem. Te przyziemne sprawy potrafiły wykończyć. Tylko w kółko świętowanie i dziwaczne tradycje z tym związane. – Zresztą, co mnie to obchodzi. – Chwycił jedną ze świeżych bułeczek ułożonych równo na talerzu.

            Nie zdążyli dłużej porozmawiać, Bra podbiegła do stołu i oznajmiła głośno:

            – Mam trzy lata. O, tyle! – Pokazała na palcach ile, na wypadek gdyby wojownicy nie wiedzieli. – Dorosła dziewczyna wyrosła. – Okręciła się dookoła własnej osi, prezentując turkusową sukieneczkę, doskonale pasującą do niebieskich oczu i włosów.

         – Wszystkiego najlepszego, siostra! – zaczął Trunks ze szczerym uśmiechem, podchodząc do jubilatki, biorąc na ręce i podnosząc do góry. – Życzę ci dużo prezentów, no i tego, co zamarzysz. – Postawił ją na podłodze, czochrając delikatnie włosy. – Z każdym rokiem coraz większa – dodał, wracając na swoje miejsce.

            – Ale też silniejsza – oświadczyła dumnie dziewczynka, unosząc głowę i zadzierając nosek. – Dzisiaj mam wspólny trening z tatą.

            Trunks parsknął śmiechem. Zakaszlał szybko i spojrzał pytająco na wchodzącą do kuchni matkę. Podobnie uczynił Vegeta, chociaż w jego spojrzeniu można było zobaczyć podejrzliwość, bez cienia wesołości.

            – Co to ma znaczyć? – zapytał w końcu głośno, powracając do konsumpcji.

            – To nauka walki – odpowiedziała rezolutnie Bra, nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji ani nie zauważając problemu.

            – Nie walki a panowania nad mocą – poprawiła szybko Bulma. – No bo… Potrzeba kogoś, kto pokaże jak poskromić te dziwne… dziwną siłę.

            – Jaką siłę? – zakpił Vegeta. – Tylko raz miała wybuch złości, a dzisiaj skończyła dopiero trzy lata…

            – Teraz życzenia od taty – wtrąciła Bra, usadawiając się obok Saiyanina. Nałożyła sobie taką samą bułeczkę i zaczęła powoli zajadać.

            – … dlatego nie ma potrzeby szkolenia tak wcześnie – dokończył w tym samym czasie wojownik.

            – No ale gdyby taka sytuacja zaistniała? – kontynuowała nieugięcie Bulma.

            – Wtedy pomyślimy.

            – W takim razie podszkolisz ją, gdyby moc ujawniała się wcześniej? – zapytała z  naciskiem, siadając przy Trunksie, naprzeciwko męża.

            – Niech będzie – zbagatelizował Vegeta, jedząc jajecznicę przygotowaną przez robota, który właśnie nałożył mu wielką porcję na talerz.

            – Tlennggi – wymamrotała Bra z pełnymi ustami.

            – Najpierw należy wyjeść, dopiero później mówić, skarbie – upomniała ją Bulma, nalewając sobie zielonej herbaty z dużego dzbanka. Rano tylko ona piła ten gorący napój.

            – Gdzie trenujemy, tatusiu? – spytała dziewczynka.

            – Jak zaczniesz odczuwać moc nie tylko w chwili złości, to pogadamy – zakończył dyskusję Vegeta, zamierzając sięgnąć widelcem po duży plaster zwijanej szynki. Nie zdążył. Bra wyciągnęła rączkę, chcąc zademonstrować swoje umiejętności przesunięcia przedmiotów za pomocą energii KI. W jednej sekundzie podmuch mocy strącił naczynie. Talerz rozbił się z trzaskiem o podłogę.

            – Ups…! – Bra zakryła usta dłonią.

            – Dlatego też zwróciłam ci uwagę na zaistniały problem – wyjaśniła Bulma z przymilnym uśmiechem. Robot kuchenny zaczął sprzątać kawałki szkła z podłogi. – Nasza córka ma twoje geny, więc jesteś odpowiedzialny za jej szkolenie. A Trunks – dodała, widząc jak chce coś powiedzieć – spędzi ten czas ze mną.

            – Po co? – zdziwił się chłopak, który właśnie popijał śniadanie mlecznym kakao.

            – To już nasza sprawa – odparła Bulma, mrugając porozumiewawczo, co zinterpretował jako wymówkę przedstawianą ojcu, aby musiał sam zająć się córką.

            – Niczego nie obiecywałem – mruknął Vegeta, ale postanowił tym razem odpuścić wykłócanie, bo cały tydzień nie zaznałby spokoju.

            – W salonie będziecie mieć idealne warunki – powiedziała spokojnie właścicielka fortuny Briefs, nie uznając sprzeciwu. – Popołudniu urządzimy małe, rodzinne przyjęcie.

***

            – Myślałem, że nigdy nie zgodzisz się na trenowanie Bry – wyznał Trunks dość zaskoczony sytuacją. – Ostatnio byłaś bardzo przeciwna, mamo.

            – Oczywiście nie mam zamiaru posyłać mojej ukochanej córki do walki, ale tutaj chodzi o samokontrolę – wyjaśniła Bulma. – Nie powinna korzystać z mocy w nieograniczony sposób.

            – Przecież tata nie da rady nauczyć jej czegoś takiego – rzekł prosto chłopak. – To zbyt zaawansowane jak na tak młody wiek.

            – Owszem, jednak spędzą wspólnie chociaż trochę czasu razem… A Bra weźmie do serca wszystkie rady, nawet jeśli pod wpływem silnych emocji o nich zapomni, przy drobniejszych sprawach będzie próbowała to kontrolować.

            – Może i racja.

***

              Spojrzał na stojącą przed nim dziewczynkę. Nie mogła mieć więcej lat niż dzieci, które w przeszłości uśmiercał bez mrugnięcia okiem. Teraz rozumiał rodziców zaciekle broniących swoich pociech. I te wszystkie kobiety, własnym ciałem ochraniające córki, do których dobierał się Nappa. Dawniej taką postawę określał mianem głupoty. Zamiast uciekać, robiły wszystko, aby ocalić te małe, nieprzydatne istoty. Gdyby nie wyszły z ukrycia, miałyby szansę uciec. A jednak wybierały poświęcenie. Będąc bez żadnych szans. Vegeta w głębi duszy wiedział, że sam wolałby umrzeć niż zobaczyć śmierć Bry.

                Stali w prawie pustym salonie, gdzie jedyne meble stanowiła kanapa oraz drewniany stolik z plastikowymi kubeczkami. Widocznie Bulma postanowiła urządzić im dziecięcą salę treningową.

                – Najpierw zasady – zaczął Saiyanin, chcąc mieć ten żłobkowy trening już za sobą.

          – Tak – kiwnęła głową dziewczynka, słuchając pilnie z bardzo skupioną miną. Pamiętała słowa mamy dotyczące powagi sytuacji.

            – Żadnego niepotrzebnego gadania, same odpowiedzi na moje pytania, rozumiesz?

            – Pewnie! Potem ja zadam pytania tacie.

          – Nie – zgasił jej entuzjazm Vegeta, ale widząc nachmurzoną buzię i smutne oczy, dodał: – Niech będzie.

          – To umowa! – podchwyciła od razu Bra.

          – Siadaj na kanapę, wyjaśnię ci najważniejsze rzeczy.

           Wspólnie usadowili się na tapczanie i Vegeta zdał sobie sprawę, że pierwszy raz ta inicjatywa wyszła poniekąd od niego. Zazwyczaj to Bra przychodziła, aby o coś zapytać, oznajmić, pokazać rysunki (czyli wciskać malunki do rąk), zaśpiewać piosenkę (i zażyczyć długich braw po występie!), przytulić, poprosić o zawiązanie buta czy po prostu posiedzieć obok. Najgorszy w tej całej sytuacji był brak pomysłu na odpowiednie zachowanie. Nie mógł odepchnąć dziewczynki, wyzwać od mięczaków (kiedy płakała), zignorować, powiedzieć czegoś niemiłego. Nie potrafił postępować jak prawdziwy, czuły ojciec, chociaż nie był też zimny i obojętny, jak w przypadku Trunksa.
            Westchnął w myślach, powracając do rzeczywistości. Powinien przeprowadzić rozmowę jak najszybciej. Zaczął od zadania pytania:
            – Co czułaś przy podrzuceniu talerza podczas śniadania?
            – Radość.
            – Jaką radość? – zdziwiony Vegeta spojrzał na córkę, marszcząc brwi.
            – Radosnowatą.
            – Bez wygłupów, Bra.
            – Tatusiu, czemu jesteś taki surowy? – spytała smutno dziewczynka. – Ja tyko odpowiadałam na pytanieee… – Wyglądała na obrażoną i przygnębioną jednocześnie.
            – Dobra, tylko nie rycz. – Saiyanin machnął ręką, nie wiedząc za jakie grzechy musi teraz tu siedzieć. A może nawet wiedział, jakie grzechy sprowadziły na niego tę karę. Tylko nie chciał o tym pamiętać. Przeszłość potrafiła doganiać w najmniej spodziewanej chwili.
 
            Ciemność. Delikatne, niebieskie światło zaczęło przenikać do mrocznego pokoju. To formowana energia KI rosła przed wystawioną dłonią ironicznie uśmiechniętego Saiyanina. Kilka sekund temu uśmiercił Katańczyka, który początkowo bez cienia strachu skoczył do ataku i dopiero widząc jego potęgę, z przerażeniem krzyknął, umierając we własnym domu. Nieżywy upadł na kadwę służącą do utrzymania jasności w pomieszczeniu.
            Vegeta sprawdził pokój za pomocą detektora i na ekranie zobaczył niewielki odczyt siły ukrytej za dużym, galaretowatym kształtem, przypominającym fotel. Powoli szedł w tym kierunku, napawając się strachem kolejnych ofiar. A przynajmniej miał wielką nadzieję, że odczuwają lęk. Czasami lubił zabawę w obserwowanie czekających na śmierć.  Potężna siła dawała poczucie władzy, wielkości, bycia kimś lepszym. I mógł patrzeć jak te wszystkie nic nie warte istoty konają, co więcej: to właśnie on decydował, kiedy nastąpi kres ich życia.
            Delektował się zabijaniem. Nie znał litości. Nie wiedział czym są uczucia.
            Jednym ruchem ręki skazał na śmierć matkę z córką – skulone i mocno przytulone istoty, których serca biły w szaleńczym tempie, a nadzieja jaśniała bladym światłem, wygasłym już i niepotrzebnym.
            Saiyanin splunął z pogardą na kamienną posadzkę. Siła wybuchu zburzyła fioletową ścianę, a do środka niewielkiego pomieszczenia wpadły promienie słońca, chaotycznie tańczące z kurzem.

            – Nie jestem jak lew – zaoponowała Bra.
            Vegeta zamrugał, nie wiedząc czego dotyczyła ta wypowiedź. No tak, zrozumiał po chwili. Przecież ryczenie musi dotyczyć jakichś ziemskich zwierząt. Być może te lewy czy lwy potrafią wydawać takie odgłosy.
            – Nieważne, chodziło mi o twoje… intencje. Jakie więc miałaś podczas tego rzucania talerza?
            – A co znaczy in… ine… ite…
            – Intencja to zamiar – wytłumaczył cierpliwie Vegeta, zaskakując samego siebie swoim opanowaniem. Może lata praktyki nie tylko w walce przynoszą rezultaty. – Czyli to, co chcemy zrobić w danej chwili.
            – Aha, to ja wiem! – wykrzyknęła Bra, jakby nagle pojęła całą złożoność swojego problemu.
            – No, więc powiedz.
            – Ponieś szynkę tacie, a wszystko poszło do góry.
            – Skupiłaś myśli na szynce czy talerzu?
            – Ja… nie kupowałam żadnych myśli… – niepewnie odpowiedziała Bra.
            – Pytałem czy skupiłaś, a nie czy kupiłaś… Przecież nie można kupić… Nieważne. Jeszcze raz. To ostatnie pytanie. Teraz się skup. To znaczy, nie gadaj zanim nie zapytam.
            Vegeta wiedział, że sytuacja wygląda beznadziejnie. Bra robiła wszystko nieświadomie i na tym etapie nie potrafił jej pomóc. Musiałaby zacząć myśleć w zupełnie inny, pozbawiony dziecinności sposób.
            – Czy wcześniej robiłaś takie rzeczy w domu?
            – Zabawki były sobie daleko, ja robiłam „buuum! – wyznała poważnie dziewczynka, próbując naśladować ton głosu taty.
            – I tak powinno pozostać. Swojej mocy używaj tylko do zabawek, a kontrolowaniem zajmiemy się w przyszłości.
            – Czemu? – Bra posmutniała.
            – Bo teraz na to za wcześnie – odrzekł nieubłaganie Vegeta.
            – Ale ja tez chcę być jak Tronki…
            Saiyanin nie mógł patrzeć na te smutne miny serwowane w odpowiednich momentach, aby tylko na niego wpłynąć. Znowu musiał zacząć coś tłumaczyć, ale stwierdził, że może przynajmniej zapewni mu to spokój na jakiś czas.
            – Ile masz lat?
            – Trzy…
            – A wiesz ile lat miał Trunks, kiedy zacząłem go uczyć walki?
            – Nie. – Duże, smutne oczy patrzyły wyczekująco.
            – Sześć, co znaczy, że musisz jeszcze poczekać.*
            – A jak sześć?
            – Co?
            Bra wyciągnęła przed siebie obie rączki, pokazując na jednej trzy palce z pełnym skupieniem.
            – Ile? – zapytała i wtedy Vegeta pojął tok jej rozumowania. Uchwycił małą za prawą rączkę, zaś na lewej wskazał tylko kciuka.  – I tatuś uczy takiego dnia urodzin?
            – Tak, wtedy coś dla ciebie wymyślimy.
            – Dziękuję, dziękuję, tatusiuu! – wykrzyknęła zadowolona Bra, przytulając mocno do swojego taty, który siedział sztywno, nie mając pojęcia, co robić w takiej sytuacji. Reakcja córki jak zawsze wprawiała w zakłopotanie. Ostrożnie przesunął rękę w jej stronę, delikatnie obejmując. Nie wiedział czym zasłużył na takie ciepłe traktowanie. Dlaczego ta oschłość i rezerwa jej nie odrzucały? Dlaczego uparcie przychodziła, zabiegała o zainteresowanie? Być może to Bulma stosowała jakieś dziwne triki, powtarzając jak to „tatuś kocha” lub „tata chciałby zobaczyć twoje rysunki, ale wstydzi się zapytać”. Nawet w jego obecności potrafiła wymyślać niestworzone historie lub przypisywać mu cechy takie jak nieśmiałość, troskliwość, życzliwość. Widocznie na osobności musiała wpajać dziecku jeszcze gorsze rzeczy. Ale Saiyanin wolał ich nie znać.

***
            – Tatusiu, a gdzie jest Julesej? – zapytała nagle Bra, przypominając sobie, że Trunks mówił coś o przeleceniu się do tego miejsca z Gotenem. Nadal siedzieli na kanapie, ale czas przytulania właśnie minął.
            – Skąd mam wiedzieć – obojętnie odparł Vegeta.
            – No a gdzie może być? – kontynuowała dziewczynka, przeświadczona, że jej ojciec wie wszystko. Cóż, przynajmniej powinien.
            – Leży pewnie na półce w twoim pokoju – wymyślił na poczekaniu wojownik, nie wiedząc, o czym gada Bra. Czasami potrafiła wymyślać jakieś dziwne słowa lub przekręcać te znane w taki sposób, że i tak nie mógł jej zrozumieć.
            – Tak?
            – Prawdopodobnie.
            – A co to znaczy?
            – Może tak, może nie.*
            – To zagadka! Zaraz zgadnę! Umm… – zastanawiała się chwilę Bra. – Pojedziemy nad morze, jeśli Julesej jest w moim pokoju?
            – Oczywiście, że nie.
            – To nie była zagadka, ale kłamstwo. – Wycelowała palcem w swojego ojca. – Kłamstwo to zła rzecz. Ona się nie nadaje nawet do… do… do jedzenia. A to znaczy, że jest niesmaczna. A ty, tatusiu, lubisz niesmaczne rzeczy?
            – Ja zjem wszystko – odpowiedział Vegeta, uśmiechając się drwiąco.
            Bra zmarszczyła czoło, myśląc nad odpowiedzią.
            – No a… a jak są koty?
            – To co?
            – To zjesz?
            – Pewnie.
            Niebieskie oczy przypominały teraz dwa spodki kosmiczne.
            – I tata wszystko, wszystko zje? – pokazała rękami jak wygląda „wszystko”, na wypadek gdyby Vegeta nie wiedział.
            – Dokładnie.
            – Bo tatuś to lubi, tak?
            – Masz może jakieś wątpliwości?
            – Nie mam… – Bra nagle posmutniała. – No bo ja nie wiem, gdzie można je kupić.
            – Co chcesz kupić? – zapytał Trunks, który w tym momencie wszedł wraz z matką do salonu.
        – Tatuś chce jeść wątpliwości, bo kłamstwo się skończyło – poinformowała wszystkowiedzącym głosem Bra.
            Zapadła cisza. Przerwała ją Bulma.
            – Coś ty jej za bzdur naopowiadał?
            – Sama to wymyśliła. – Vegeta nonszalancko wzruszył ramionami.
            – Bo to tatuś mówił, że Julese jest w naszym domu.
            – Jakie znowu Julese? – spytała lekko poirytowana Bulma.
            – Jakaś lalka – odparł Vegeta, nie rozumiejąc zainteresowania rodziny głupotami opowiadanymi przez dziecko.
            – Bo to Tronki chce przelecieć jakąś lalę – oświadczyła pewnie Bra.
            Bulma zaniemówiła. Trunks wybuchnął głośnym śmiechem. Vegeta z trudem opanował uśmiech po tym niedorzecznym, chociaż dwuznacznym stwierdzeniu.
            – O co w tym wszystkim chodzi, może ktoś mi wyjaśnić? – Bulmie nie przypadła do gustu aluzja, jaką wypowiadała jej trzyletnia córka, i pomimo oczywistej niewiedzy oraz niewinności tego stwierdzenia, chciała poznać prawdę.
            Rozbawiony nastolatek, tłumiąc śmiech, zaczął mówić:
            – Przeglądałem strony z plażami USA… Bra zapytała co robię… więc wyjaśniłem i powiedziałem, że może w weekend przelecę się tam z Gotenem. Tylko że ona nie rozumiała co oznacza słowo „USA”.
            – Ale co ma z tym wszystkim wspólnego lalka?
            – Nic, żadnej lalki nie ma, po prostu tata myślał, że USA to lalka – wytłumaczył Trunks, nie mogąc uwierzyć jakim cudem jest synem kogoś, kto nie wie gdzie leżą Stany Zjednoczone.
            – Ale ja mam lalki w pokoju – zaprzeczyła Bra.
            – Ja za to nie mam ani jednej – odparł pół-Saiyanin z uśmiechem.
            – Całe szczęście – podsumowała Bulma, wzdychając ciężko na myśl, że im starsze te dzieci, tym więcej problemów do rozwiązania. – Teraz przejdziemy do…
            – Koniec tych głupot, idziemy trenować, Trunks – zadecydował Saiyanin, przerywając żonie.
            – W porządku – oznajmiała spokojnie Niebieskowłosa. Widocznie nie zamierzała wszczynać kłótni przy córce. – Do zobaczenia popołudniu.

***

            Walczyli zaciekle, zaś w trakcie przeszkadzały im odbijaki, które nie pozwalały na rozgrywanie tej potyczki w standardowy sposób. Atakowały pociskami, które wypuścili na początku, aby dodatkowo utrudnić starcie.
            Po zakończonym treningu, Vegeta wyłączył przyciąganie, a Trunks postanowił o coś zapytać.
            – Tato, masz już prezent dla Bry?
            – Nie – odparł beznamiętnie Saiyanin, jakby nie przejmował się brakiem podarunku dla własnego dziecka.
            – Ja za to mam hologramową bajkę – kontynuował ten wątek Trunks, próbując nakłonić ojca do przemyśleń na temat wręczenia czegokolwiek, aby tylko atmosfera znowu nie uległa zepsuciu.
            – Co to znaczy? – Vegeta uniósł brwi.
            – Taka bajka z postaciami, które pojawiają się jako pewnego rodzaju widma – wyjaśnił. – Mama nauczyła mnie w jaki sposób mogę osiągnąć taki efekt. A tata jaki ma pomysł? Może jakoś pomogę – dodał. Nigdy nie dostał prezentu od ojca, więc pojmował trudność położenia Vegety. Nie miał wprawy w obdarowywaniu upominkami, zwłaszcza że byli bogatą rodziną i Bra miała wszystko, o czym tylko marzyła.
            – Niczego nie dam – odparł oschle wojownik. – Tylko Ziemianie posiadają tak idiotyczną tradycję. Nigdy nie wręczyłem nikomu żadnego prezentu.
            – Naprawdę? – prawie krzyknął zaskoczony Trunks. – Nawet mamie?
            – W szczególności twojej matce, która na nic takiego sobie nie zasłużyła – powiedział bez skrępowania, jakby była to najnormalniejsza rzecz pod Słońcem.
            – Tato, twoje podejście do kobiet jest… – zaczął chłopak, ale szybko urwał swoją wypowiedź. Nie chciał brzmieć jak ktoś, kto prawi morały. – To znaczy, jestem pełen podziwu dla cierpliwości mamy, w końcu każdy lubi otrzymywać prezenty.
            – Ale nie każdy musi je dawać – uciął dyskusję Vegeta. – Idziemy na obiad.

***

            Po obfitym posiłku, Bulma zaciągnęła całą rodzinę do pomieszczenia obok, zapewniając o pysznym deserze. Jedynie Saiyanin wyglądał na niezadowolonego, lecz nie protestował. W salonie panował zupełnie inny wystrój. Kolorowe balony, pudełka z prezentami, ogromny tort w kształcie domku dla lalek, plakaty postaci z bajek zawieszone na ścianach, słodycze i owoce w półmiskach, ułożone na stole. Każde krzesło przystrojone wstążeczkami.
            – Łaaa! – wykrzyknęła ucieszona Bra, podbiegając do dwupiętrowej willi z masy cukrowo-śmietankowej. Trzy świeczki w kształcie kominów górowały nad misterną konstrukcją.
            – Podoba się? – zapytała Bulma, zapalając knoty.
            – Tak! – pisnęła z podziwem dziewczynka, wciąż będąc pod wrażeniem tego niesamowitego ciasta.
            Po zdmuchnięciu świeczek (razem z kominami oraz wierzchnią bitą śmietaną) i zjedzeniu kawałka tortu, Bra zaczęła odpakowywać po kolei trzy pudełka z prezentami. Zaczęła od największego, podłużonego pakunku. W środku napotkała na drewnianą skrzynkę, a uchylając wieko zobaczyła pluszową pandę, która zdawała się wzruszać ramionami, jakby właśnie przed chwilą nabroiła i udawała, że to nie jej sprawka. Obok leżał jasnozielony pilot z kilkoma przyciskami.
            – To taki pilot z bajkami wyświetlanymi jakby były obok ciebie – wyjaśnił Trunks. – Wystarczy, że naciśniesz tutaj – przyklęknął, aby zaprezentować – i w pokoju zobaczysz postacie z bajek. Ale to na wieczór, wtedy razem pooglądamy, co ty na to?
            – Tak, wspaniale! – entuzjastycznie zgodziła się Bra, przytulając mocno misia. Bulma podała jej kolejny pakunek. W środku była piękna, bladoróżowa sukienka, przywodząca na myśl strój wróżki. Dodatkowo, zapakowana w satynową chustkę, leżała gładka, mahoniowa różdżka. – Oo! Będę mogła poczarować?
            – Oczywiście – odpowiedziała Bulma, która zaprojektowała metalowy pilot, wkładając go w prawdziwe drewno. – Dzięki temu możesz zmieniać kolory.* Ale nie rób tego na ulicy – dodała pośpiesznie. – Powiedz na głos kolor, machnij różdżką i gotowe.
            Dookoła leżał rozrzucony papier, zrywany z pudełek. Miejsce na prezenty zamieniło się w śmietnisko złożone z bogato zdobionych opakowań, nikt jednak nie zwracał na to uwagi. Dziewczynka zaczęła wypróbowywać zaklęcia, zmieniając wedle upodobania kolorystykę salonu. Nawet buty Vegety poznały różową moc różdżki. Nie spowodowało to uśmiechu księcia, który nie uważał takiej rzeczy za zabawną.
            – Oj, przestań – próbowała udobruchać go Bulma, ale ten stanowczo nakazał córce odwrócić zaklęcie, co też uczyniła i usiedli razem przy stole. Nałożono tort i nagle Bra przypomniała sobie o czymś.
            – A tatuś?
            Vegeta spojrzał na nią z umiarkowanym zainteresowaniem, spokojnie jedząc następną porcję pysznego tortu. Nie miał oczywiście zamiaru odpowiadać na pytanie córki.
            – Tatuś bardzo lubi jeść, jest kulturalny, więc nie mówi z pełnymi ustami – przejęła inicjatywę Bulma. – Coś chciałaś, skarbie?
            – Tatuś ma… prezent?
            Trunks zamarł. No tak, samą obecnością nie można oszukać dziecka. Zwłaszcza takiego jak Bra. Wiedział, co za chwilę nastąpi. Płacz, kłótnia rodziców, próby zażegnania konfliktów, gwałtowne wyjście ojca, smutek siostry, przeklinanie matki… I jego bezradność. Całkowity brak kontroli nad sytuacją. Bo gdyby wiedział, co zrobić – nie zawahałby się.
            – Och, prawda, zapomniałaś rozpakować podarunku od taty! – Bulma wyglądała na całkowicie przekonaną co do wypowiadanego zdania. Vegeta natomiast przybrał minę oczekującą wyjaśnień, unosząc brwi w geście zdumienia. – Przecież był razem z innymi.
            Bra z radością zeskoczyła ze swojego krzesła i podbiegła do resztek kolorowych papierów. Faktycznie, niewielki, kwadratowy kształt z napisem „Dla Bry – tata” nie mógł budzić wątpliwości. Dziewczynka nie potrafiła czytać, więc rozerwała opakowanie.
            – Ooo. – Mała wyglądała na zaskoczoną i zachwyconą jednocześnie. – Dziękuje, tatusiu! – krzyknęła, biegnąc w stronę Saiyanina. Wskoczyła na krzesło stojące obok i pocałowała ojca w policzek.
            – Siadaj, bo spadniesz – mruknął, pragnąc przerwać to milczenie rodziny. – Na co tak patrzysz, Trunks? – warknął, widząc dość nachalny wzrok chłopaka, obserwującego całą scenę. – I niby jaki prezent dostałaś? – Z powrotem skupił się na córce, która w rękach trzymała ramkę rozmiarów książki.
            – Czuciowy od tatusia – wyjaśniła dumnie dziewczynka, rozumiejąc pytanie jako zachętę do opisania swoich wrażeń na temat podarunku.
            – To pokaż. – Vegeta wyciągnął rękę w kierunku ramki.
            – Przecież już widziałeś, kiedyś pakowałeś. – Bulma przyłączyła się do dyskusji, posyłając mężowi ostrzegawcze spojrzenie. – Nie psuj urodzin – dodała szeptem.
            – Chcę zobaczyć… końcowy efekt – odparł wojownik, czując narastającą ciekawość i obawę przed tym, co zawiera ten przedmiot. Idiotyczne wyznania? Słodkie rysunki? Jakieś zdjęcie?
            Bra bez oporów pokazała Vegecie i Trunksowi swój skarb. W ramce na zdjęcia umieszczony został krótki filmik z Vegetą trzymającym małą Brę. Dookoła nich latały małe, słodkie aniołki, zaś u góry widniał napis „Najlepszego, córeczko!” Lecz najgorsze w tym wszystkim było przerobienie ust Saiyanina. Zamiast zwykłego grymasu widniał prawdziwy, szczery uśmiech.*


——

* może Vegety zabrzmiało niczym morze
* różdżka Bulmy – kolejny wynalazek, nie mniej prawdopodobny od „pomniejszacza”, który podarowała Genialnemu Żółwiowi
* Ten filmik pochodzi z rozdziału „Magia świąt zależy od rytmu serc”, gdzie Bulma daje Vegecie do potrzymania Brę. A jako że mieli kamery w domu, nie trudno o taką przeróbkę
* Vegeta w mandze i anime dopiero w wieku 8 lat dowiaduje się, że Trunks potrafi osiągnąć ssj1 i nie wygląda za bardzo jakby ćwiczyli razem, ja to trochę skorygowałam, ponieważ u mnie akcja dzieje się płynnie, zaś Akira zrobił przeskok (osiem lat) i musiał jakoś zaskoczyć.


Dawniej były to dwa rozdziały. Trunks w pierwotnej wersji miał prawie 14 lat a Bra trzy latka. Ostatecznie zmieniałam wiek chłopaka w późniejszych odcinkach, więc tutaj też obniżyłam, żeby było zgodnie z obecnym kanonem. Tak więc rozmowa Trunksa i Bry zniknęła, bo dwa lata wcześniej by się nie wydarzyła. Komentarze z onetu:














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Demon

Rozdział powstał w 2009 roku, obecnie (w 2018) dokonałam lekkiej korekty i zmieniłam to i owo. Poniżej umieszczam też od razu komentarze....